piątek, 12 października 2012

dylematy pracoholika

Zamykanie pewnego rozdziału w życiu powoli dobiega końca. Odbieram ostatnie rzeczy, zostawiam za sobą złudzenia. Nie żałuję.

Dziś śpię spokojnie, nie mam myśli samobójczych, nerwowych objawów. Niesamowite jak z dnia na dzień można stracić cały zapał, cały sens. Gdy wszystko było podporządkowane pracy, gdy praca była pasją i nagle okazuje, że  nikt tego nie docenia, nikt tego nie oczekiwał. Nie było lekko, nie było miło. Ale właśnie to doświadczenie pokazuje, że nie można żyć tylko pracą, że znajomi z pracy nie mogą być jedynymi znajomymi, bo relacje zawodowe nie są dobrą podstawą głębszych relacji, pozory z czasem pokażą interesowność i egoizm. Nie można godzić się na wyzysk. Jak sami siebie nie szanujemy, inni tym bardziej.

wtorek, 9 października 2012

Trudności z podejmowaniem decyzji

Odejście z pracy, odcięcie się od działań redakcji, którą przez ostatnie 1,5 roku tworzyłam, pod którą podporządkowane było całe moje życie, która była na pierwszy miejscu, do łatwych nie należała. Konflikt z szefem początkowo burzliwy przeszedł w stan uśpienia. Ja mu zeszłam z oczku, on teoretycznie nie ingerował w moje działania. Znacząco tylko obciął mi ilość tekstów i całkowicie zniechęcił do wizyt w reakcji.

Taka praca na pół gwizdka miała sporo zalet. Nie bez bólu, ale wyleczyłam się z pracoholizmu, wpadłam w lekką depresję, straciłam ochotę na wyjścia z domu, miałam poczucie beznadziei. Mobilizowały mnie tylko tematy do napisania. Ale do punktu wyjścia wracałam, gdy przychodziło do wyceny moich tekstów. Tu bilans znowu zaczął być na minus. Bo jakoś szef zapomniał, że ja prowadząc działalność gospodarczą, mam zupełnie inne koszty niż wszyscy inni pracownicy.

Kiedy przestało się to zupełnie kalkulować, zapadła decyzja, która nade mną widziała od lipca. Że to nie ma sensu. Szkoda zdrowia, energii, amortyzacji auta i nerwów. Dzień kiedy została ostatecznie i nieodwołalnie podjęta okazał się pierwszym, kiedy przestałam mieć problemy ze snem i inne problemy natury typowo nerwowej.

18 wrześnie ukazał się mój ostatni tekst, pojechałam zawieźć ostatnią fakturę i się pożegnać. Zgodnie z przypuszczeniami, nie było to miłe. Mojego szefa nie stać było na słowo "dziękuję". Wszyscy co zostało powiedziane utwierdziło mnie w słuszności podjętej decyzji.

Niebawem minie miesiąc od kiedy nic mnie z portalem nie łączy. Próby nie przeszły redakcyjne znajomości. Powoli zanika odruch sprawdzania, czy wiadomości idą z wcześniej przyjętym schematem. Czasem idą, czasem nie. Świat się nie zawala, kiedy grafik się rozjeżdża.

Za to ja nadrabiam zaległości w czytaniu, mam drobne zlecenia, odbudowuję relację w domu. Powoli wychodzę do ludzi. Nie jest to duże grono, ale sprawdzone, takie na dobre i na złe. Nie interesowne.